16     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : THE TEMPLE OF ELEMENTAL EVIL



Wojciech "Keiran" Skitał


TOEE to najnowszy RPG produkcji Troika Games czyli ludzi odpowiedzialnych za doskonałe, acz nie pozbawione wad ARCANUM. Gra ta była w produkcji dość długi czas, a oczekiwania spore. Świat Greyhawka, odwzorowanie zasad poprawionej III edycji D&D (tzw. 3.5) oraz rozmach. Takie zapowiedzi wręcz nakazywały oczekiwać na znakomity produkt. A jak jest w rzeczywistości przekonacie się za chwilę.



Grę rozpoczynamy od nieskomplikowanego procesu instalacji, po czym możemy już rozkoszować się TOEE. Ale czy na pewno? Niestety nie. Wydawca mocno przyspieszył wydanie gry, no i efekty są widoczne od razu. Gra ma mnóstwo błędów, tak więc pierwszy krok to skok na stronę wydawcy i pobranie najnowszych łatek. W chwili gdy piszę ten tekst do poprawienia zostało jeszcze wiele, ale całość na szczęście jest już grywalna, a finalne poprawki pojawią się wkrótce. Polski wydawca obiecuje, że na naszym rynku ukaże się już idealna wersja gry.
W świat gry wprowadza nas początkowy film (całkiem niezły, choć do mistrzostwa japońskich się nie umywa) pokazujący dwie walczące armie niczym z klasyki heroic fantasy – po jednej stronie szkielety, tudzież inne bestie, a po drugiej rycerze i magowie (a wśród nich same znane postacie: jak Melf czy Bigby). Jak dowiadujemy się ze źródeł, wielkie zło pod postacią Świątyni Pierwotnego Zła nawiedziło okolice wioski Hommlet i miasta Nuln – jak widać historia raczej typowa, no ale czemu się dziwić - TOEE ma za zadanie jak najdokładniej odzwierciedlić tytułową kampanię (która nawiasem mówiąc ma wiele, wiele lat i sięga do początków systemu D&D), a ta zbyt skomplikowana nie była.

No huzia, zabij węża!

‘Było nas pięcioro: krasnoludzki wojownik Menkar, pół-elf złodziej Althalus, piękna kapłanka Milva, elfia czarownica Illasera oraz niżej podpisany łucznik. Spotkaliśmy się dawno temu w karczmie i od tego czasu podróżowaliśmy w poszukiwaniu przygód. Pewnej nocy, gdy wracaliśmy z tawerny do naszego motelu, Althalus usłyszał podejrzany dźwięk. Wszyscy pobiegliśmy sprawdzić, niestety przybyliśmy za późno. Ukaraliśmy morderców, ale kapłanka św. Cuthberta zmarła na rękach Milvy, zdążyła tylko poprosić nas o dostarczenie wieści o jej śmierci do Hommlet. Gdybym wtedy wiedział jak to się skończy nigdy nie podjąłbym się wykonania tego zadania’.

Jak grom z jasnego nieba ;)

Tak może rozpocząć się Twoja rozgrywka w TOEE, ale może też zupełnie inaczej, bowiem takich scen wprowadzających jest dziewięć, po jednym dla każdego charakteru utworzonej drużyny. A tą kreujemy zgodnie z najnowszymi zasadami D&D, cały proces jest przyjemny i wygodny, ale mimo to dobranie optymalnego składu może zabrać kilka godzin, chyba że zdecydujemy się na postacie stworzone przez autorów. Taki system sprawdził się już w wielu innych grach i jest chyba najbardziej optymalny. Jedyne co może zirytować to mała liczba portretów (choć te są bardzo ładne) dostępnych dla postaci.

‘W końcu dotarliśmy do Hommlet, co za dziura. Tylko jedna karczma i inwentarz typowy dla wsi, nazwać to miastem. Eh, szkoda gadać. Na dodatek wszyscy tutaj mają jakieś kłopoty, a my robimy za pomagierów, ta Milva i jej dobrotliwa natura. W efekcie co chwile biegamy albo do druida albo do przeora zakonu św. Cuthberta, bo ci wieśniacy wiecznie mają kłopoty religijne. Na dodatek Althalus wziął ślub i ta jego paskuda wszędzie się z nami wlecze. Żeby tylko chodziła, ale ona żąda pełnej doli we wszelkich łupach, no ale tym tasakiem przywalić potrafi, to fakt.’

Podziwianie kunsztu grafików potrafiło mi zabierać wiele czasu podczas gry w TOEE. Dawno już nie widziałem tak dopieszczonych postaci oraz pięknych krajobrazów. Tła to renderowane obiekty podobnie jak w BALDUR’s GATE, natomiast postacie są już w 3D, naprawdę pięknie animowane.
Każda zmiana ekwipunku jest wyraźnie widoczna, poza tym jego rodzajów jest wiele. Teraz możemy w końcu założyć kolczugę, a na to szaty pokutne. W końcu wreszcie widoczne są płaszcze, które pięknie falują pod wpływem wiatru. Zmiany pogody również są uwzględnione, a gdy zobaczyłem spadające liście w lesie to wpadłem w czysty zachwyt. Aż ciężko uwierzyć, że to ten sam engine, który napędzał ARCANUM, które co tu mówić wyglądało dość topornie. Labirynty również zaprojektowane są świetnie i nie są tak monotonne jak w poprzedniej produkcji. Pojawiająca się w grze muzyka to również arcydzieło. Idealnie dopasowana do tego co się dzieje, nie za głośna, nastrojowa. Stanowi idealne tło do tego w czym uczestniczymy. Nie gorzej przedstawiają się efekty dźwiękowe, brzmią naturalnie, w przeciwieństwie do np. LIONHEART’a nie słyszymy tu kwiczenia prosiąt ;). Również do dubbingu zastrzeżeń nie mam, mam nadzieje, że polska wersja dotrzyma klasy oryginałowi.

A na kolacje owoce morza

W grze zwiedzimy wioskę Hommlet, a następnie miasto Nuln, poza tym jest też trochę labiryntów do zwiedzenia. Nie jest to tak wielki obszar jak w ARCANUM czy BG, mamy tu raczej do czynienia z niewielką przygodą, ale takie już założenie gry. Zadań do wykonania jest całkiem dużo i są w miarę ciekawe, można pokombinować, wykonać je na kilka sposobów. Niestety większość sprowadza się do biegania od jednego miejsca do drugiego. Wyglądają momentami jakby dodano je trochę na siłę, bo integralną częścią oryginalnej papierowej kampanii nie były.
Drugą częścią, zresztą tą na którą położono ogromny nacisk, jest mechanika. System D&D został tutaj odwzorowany perfekcyjnie, lepiej niż kiedykolwiek; błędy zdarzały się, na szczęście są na bieżąco eliminowane. Poza tym w końcu mamy porządny system turowy, a to coś co tygrysy lubią najbardziej. O kolejności decyduje inicjatywa, mamy ataki okolicznościowe, zamiast zwyczajnie atakować możemy np. wykonać szarżę, czy spróbować podciąć przeciwnika. Po prostu piękne, takiego bogactwa w systemie walki jeszcze nie było. Z tego też powodu gra potrafi sprawić kłopoty, zdecydowanie nie jest to pozycja dla początkujących, ale starzy wyjadacze pamiętający czasy dungeon-crawlerów będą na pewno zadowoleni.

‘No i stało się, od początku miałem złe przeczucia co do tej wyprawy, siedzimy teraz w jednej z komnat świątyni pierwotnego zła. Jeśli stąd wyjdziemy to tylko nogami do przodu. Uciekając przed chmarami stworów weszliśmy tu, a Althalus natychmiast zablokował drzwi. Teraz czekamy, aż wróg zdoła się przebić, nie ma dla nas żadnej nadziei. Milva nie żyje, Illasera ma pocięte flaki i długo już nie wytrzyma, Alhalus połamał sobie żebra, a ja rękę. W zasadzie tylko Menkar jeszcze się jako tako trzyma, wiadomo – krasnolud. Jeżeli czytasz te słowa to znaczy, że nam się nie udało, a świątynia nadal stanowi zagrożenie, postaraj się aby ktoś kompetentny przeczytał ten dziennik. Właśnie słyszę pękające drzwi więc to już ostatnie słowa...’

Zdecydowanie TOEE to jedno z najlepszych RPG jakie ukazało się w tym roku i gorąco namawiam fanów tego gatunku do zakupu, lojalnie jednak ostrzegam – gra nie jest długa, za to trudna i bogata (kilka wprowadzeń i zakończeń), a mnogość kombinacji może początkowo odstraszać, dlatego też ocena nie jest maksymalna. Drugie oczko traci z powodu takiego, że niestety, wersja pierwotna jest straszliwie zapluskwiona, tak więc jeśli polskie wydanie będzie porządne to spokojnie możecie podnieść ocenę o jeden.



16     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : THE TEMPLE OF ELEMENTAL EVIL