CONTRACT J.A.C.K.? Ki pies? Wpłynąłem na suchego bezkres Internetu aby rozszyfrować tajemnicę naszego Jacusia i odkryłem, że stoi pod tym JUST ANOTHER CONTRACT KILLER. Nie obeznanych w języku Shakespeara odsyłam do słowników, resztę zaś będę przekonywać, że takiej kichy jak to dziecko panów z Monolith to dawno na naszych łamach nie było.
|
|
CYNIZM MODE =”ON”
No i proszę, mamy naszego Leona Zawodowca. Leci, jak ten debil, z piętnastoma gnatami ukrytymi pod pazuchą i strzela do wszystkiego, co wyściubi nos z okien średniowiecznych kamieniczek. A kij, że po drodze dostanie granatem w głowę. Na ‘niewidzialny mur’ ograniczający pole gry czy przeciwników, którzy tak sprytnie chowają się za skrzynią, że wystaje im cała głowa też w sumie nie powinienem narzekać. No, bo niby grafika ładna, muzyka też standardowa... no właśnie, panowie szlachta - standardowa i przeciętna. Te dwa słowa najlepiej charakteryzują tego prequela kolejnej części NO ONE LIVES FOREVER.
Biegniemy do przodu... nuda...
|
WYTRENOWANY, BY PRZETRWAĆ. OPŁACONY, BY ZABIJAĆ.
A jest co zabijać, nie ma co. Gra to od początku do końca strzelanie, od czasu do czasu przeplatane jakąś denną gadką o byle czym. Cholera człowieka bierze. Mam wrażenie, że programiści potraktowali graczy jak idiotów, którym do szczęścia wystarczy bieganie z AK-47 i opróżnianie magazynka za magazynkiem, bez żadnego konkretnego celu, żadnej sensownej fabuły czy chociażby wysokiej klasy oprawy audiowizualnej. Do dyspozycji mamy siedem poziomów, każdy liniowy, nudny i totalnie idiotyczny. Nie odstaje przez to poziomem od rozkazów, które dostajemy od zleceniodawcy. ‘Wejdź do budynku’, ‘uratuj tego gościa’, ‘zastrzel tych kolesi’ – to mniej więcej wszystko, co dane wam będzie usłyszeć podczas – nie daj Boże – gry w to wstrętne badziewie.
Jak w Max Payne... tyle, że gorzej
|
Teraz będzie typowo, bo omówię arsenał. Zastanawiające, że będąc płatnymi zabójcami mamy do dyspozycji zaledwie jedną broń z tłumikiem. Autorzy nawet nie udawali że zależy im na doścignięciu HITMANA 2. Na dobrą sprawę, to nie dosięgnęli mu nawet do pięt, ponieważ w CONTRACT J.A.C.K. nie odgrywamy tak naprawdę roli zabójcy, a płatnego rzeźnika. Tylko po co mydlić oczy graczom i robić im nadzieję na odrobinę myślenia podczas gry? Nie byłoby nieprzyjemnego rozczarowania.
Namęczyłem się niemiłosiernie katując ten tytuł. Kończąc ostatni level nie czułem absolutnie żadnej satysfakcji z ‘sukcesu’ - jedynie ulgę, że to już mam za sobą, jeszcze tylko recenzja i mogę wracać do opisywanego w tym numerze Powrotu Króla.
|
NO ONE PLAYS FOREVER
Zastanawiające, że sztab fachowców z uznanej i renomowanej bądź co bądź firmy Monolith wypuścił na rynek tak niedopracowaną i nudną grę. Opisuję ją z nadzieją, że skutecznie wyperswaduję wam kupowanie tego reliktu przeszłości. Bo właśnie wrażenie, że lepsze gry robiono już kilka lat temu, prześladowało mnie podczas całej rozgrywki.
Rakieta czy silos zbożowy?
|
Dochodziło do śmiesznych sytuacji – mój Anioł Śmierci nie był w stanie wskoczyć na skrzynkę o wysokości pół metra, lub biegnąc przez szczere pole natrafiał na niewidzialną ścianę ograniczającą pole rozgrywki – przypomniały mi się podobne bariery po obu stronach drogi w starym, dobrym Lotusie ;-). Contract JACK dopiero będzie wchodził na polski rynek [grałem w wersję angielską], więc macie trochę czasu żeby wybrać sobie coś innego z półek sklepowych.
Jacuś tak już ma, widzi pana w mundurze to strzela.
|
Koniec smutów, szkoda czasu na tą durną strzelankę. Zbliżają się Święta wiec pozwolę sobie na małą, prywatną dygresję. Kochany Mikołaju, życzę sobie:
- aby mi więcej Drizit nie kazał recenzować takich durnych gier [przydział to moje zadanie, masz przechlapane :P] - Emill
- aby czytelnicy nie dali się robić w bambuko i nie kupowali takich tytułów
- aby Monolith grzecznie przeprosił za tą wpadkę i wydał coś naprawdę fajnego
- no i coś tam o głodzie na świecie i wojnach...
Byłem grzeczny, więc powinno się spełnić. Wesołych Świąt!
|
|
|
|