Pikmin - ogród Shigeru.
Przed wami kolejna genialna gra głównego twórcy Nintendo. Od pierwszych minut grania czuć wszechobecną rękę mistrza „Mijamoto”. Ale spokojnie, tak się składa, że recenzje zazwyczaj zaczyna się od... początku, więc przestań się Mariuszku podniecać i zacznij wreszcie ten tekst... jeszcze chwilę... prawie... okej, stać mnie już na jako taki obiektywizm.
Uciekać!!
|
Kim ja jestem, co ja robię a przede wszystkim... gdzie?
Po „odpaleniu” naszym spragnionym oczkom ukazuje się proste, przejrzyste intro, w którym zostaje nam przedstawiona cała jakże dramatyczna dla nas sytuacja. Otóż wprowadzenie przedstawia scenę gdzie widzimy malutki statek kosmiczny przemieszczający się gdzieś w kosmosie. W pewnym momencie na trajektorie jego lotu wpada ogromny meteor, z którym to nasz pojazd niechybnie się zderza. Pilot straciwszy kontrolę nad maszyną kieruje ją awaryjnie na nieznaną mu planetę. Niestety, podczas wchodzenia w jej atmosferę, statek pod wpływem ogromnej temperatury rozpada się na 30 części. Po twardym lądowaniu na powierzchni obcego świata, ze zmiażdżonej kabiny pilota wygramala się strudzony całym zajściem malutki kapitan Olimar....
Malutki bossik
|
No to gramy!
Zaraz po opuszczeniu statku, kapitan opisuje nam jak wygląda nasza nieciekawa sytuacja. A więc sprawy mają się następująco: atmosfera planety, na której się znaleźliśmy zawiera trujący dla nas tlen(!) w związku z tym musimy się stąd jak najszybciej wydostać. Nasz kombinezon wytrzyma bez zasilania tylko 30 dni dlatego musimy się streszczać! Co gorsza, nasz pojazd znajduje się obecnie w trzydziestu częściach rozsypanych gdzieś na powierzchni tej dzikiej planety!! Jak widać problemów mamy sporo a najgorszego jeszcze nie wymieniłem! Olimar ma tylko troszkę ponad 2cm wzrostu co skutecznie uniemożliwia samodzielne odnalezienie wszystkich części na tej olbrzymiej planecie, a bez nich... ani rusz!
P-R-Z-E-C-H-L-A-P-A-N-E. Od tego momentu sterowaniem poczynań kapitana zajmujemy się już my. Zaczynamy więc chodzić naszą postacią po polu na którym się obecnie znajdujemy, w poszukiwaniu... sami nie wiemy czego. Po mniej więcej parudziestu sekundach chodzenia natrafiamy na dziwną czerwoną cebulę z kwiatkiem na czubku. No i co? Oto cel naszej tułaczki? Cebula? Po jakiego grzyba mi cebula!?! Ale zaraz, zaraz, czy mnie moje zmęczone graniem oczy nie mylą? Czerwona cebula raptem wyrywa się z ziemi i za pomocą kwiatka wirującego jak śmigło unosi się chwilę nad ziemią po czym wyrasta z niej trójnóg, na którym roślina spokojnie osiada! Po wylądowaniu, z kwiatu-śmigła wystrzeliwuje małe nasionko opadające na ziemię. Błyskawicznie się w niej zasadza i... kiełkuje wypuszczając na powierzchnię mały zielony listek. Nie zastanawiając się długo podchodzę do nowo powstałej roślinki i wciskam przycisk akcji. Reakcja kapitana była całkiem ciekawa - złapał on oburącz roślinkę i ciągnąc z całej siły wyrwał na powierzchnie małego czerwonego przesympatycznego ludzika patrzącego na mnie z zainteresowaniem. Panie i Panowie o to postać tytułowa - Pikmin!
Ja i moi przyjaciele.
Jak się okazało Pikmin robił wszystko co mu poleciłem: przynosił rożne rzeczy, walczył i przede wszystkim cały czas mi towarzyszył pomagając w przynoszeniu nektaru kwiatowego do cebuli, która dzięki niemu wypuszczała kolejne nasionka - Pikminy.