24     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : [GCN] Pikmin RECENZJA


Pikmin - RECENZJA [GCN]

Mariusz "LinMar" Murawski


Miał być Agressive inline i owszem - byłby, gdybym tydzień przed jego recenzją nie zagrał w Pikmina.



Pikmin - ogród Shigeru.
Przed wami kolejna genialna gra głównego twórcy Nintendo. Od pierwszych minut grania czuć wszechobecną rękę mistrza „Mijamoto”. Ale spokojnie, tak się składa, że recenzje zazwyczaj zaczyna się od... początku, więc przestań się Mariuszku podniecać i zacznij wreszcie ten tekst... jeszcze chwilę... prawie... okej, stać mnie już na jako taki obiektywizm.

Uciekać!!


Kim ja jestem, co ja robię a przede wszystkim... gdzie?
Po „odpaleniu” naszym spragnionym oczkom ukazuje się proste, przejrzyste intro, w którym zostaje nam przedstawiona cała jakże dramatyczna dla nas sytuacja. Otóż wprowadzenie przedstawia scenę gdzie widzimy malutki statek kosmiczny przemieszczający się gdzieś w kosmosie. W pewnym momencie na trajektorie jego lotu wpada ogromny meteor, z którym to nasz pojazd niechybnie się zderza. Pilot straciwszy kontrolę nad maszyną kieruje ją awaryjnie na nieznaną mu planetę. Niestety, podczas wchodzenia w jej atmosferę, statek pod wpływem ogromnej temperatury rozpada się na 30 części. Po twardym lądowaniu na powierzchni obcego świata, ze zmiażdżonej kabiny pilota wygramala się strudzony całym zajściem malutki kapitan Olimar....

Malutki bossik


No to gramy!
Zaraz po opuszczeniu statku, kapitan opisuje nam jak wygląda nasza nieciekawa sytuacja. A więc sprawy mają się następująco: atmosfera planety, na której się znaleźliśmy zawiera trujący dla nas tlen(!) w związku z tym musimy się stąd jak najszybciej wydostać. Nasz kombinezon wytrzyma bez zasilania tylko 30 dni dlatego musimy się streszczać! Co gorsza, nasz pojazd znajduje się obecnie w trzydziestu częściach rozsypanych gdzieś na powierzchni tej dzikiej planety!! Jak widać problemów mamy sporo a najgorszego jeszcze nie wymieniłem! Olimar ma tylko troszkę ponad 2cm wzrostu co skutecznie uniemożliwia samodzielne odnalezienie wszystkich części na tej olbrzymiej planecie, a bez nich... ani rusz! P-R-Z-E-C-H-L-A-P-A-N-E. Od tego momentu sterowaniem poczynań kapitana zajmujemy się już my. Zaczynamy więc chodzić naszą postacią po polu na którym się obecnie znajdujemy, w poszukiwaniu... sami nie wiemy czego. Po mniej więcej parudziestu sekundach chodzenia natrafiamy na dziwną czerwoną cebulę z kwiatkiem na czubku. No i co? Oto cel naszej tułaczki? Cebula? Po jakiego grzyba mi cebula!?! Ale zaraz, zaraz, czy mnie moje zmęczone graniem oczy nie mylą? Czerwona cebula raptem wyrywa się z ziemi i za pomocą kwiatka wirującego jak śmigło unosi się chwilę nad ziemią po czym wyrasta z niej trójnóg, na którym roślina spokojnie osiada! Po wylądowaniu, z kwiatu-śmigła wystrzeliwuje małe nasionko opadające na ziemię. Błyskawicznie się w niej zasadza i... kiełkuje wypuszczając na powierzchnię mały zielony listek. Nie zastanawiając się długo podchodzę do nowo powstałej roślinki i wciskam przycisk akcji. Reakcja kapitana była całkiem ciekawa - złapał on oburącz roślinkę i ciągnąc z całej siły wyrwał na powierzchnie małego czerwonego przesympatycznego ludzika patrzącego na mnie z zainteresowaniem. Panie i Panowie o to postać tytułowa - Pikmin!

Ja i moi przyjaciele.
Jak się okazało Pikmin robił wszystko co mu poleciłem: przynosił rożne rzeczy, walczył i przede wszystkim cały czas mi towarzyszył pomagając w przynoszeniu nektaru kwiatowego do cebuli, która dzięki niemu wypuszczała kolejne nasionka - Pikminy.
W ten oto sposób jest się w stanie skompletować armię nawet stu Pikminów! (teoretycznie może być ich nieskończoność jednak tylko sto da się wypuścić naraz z cebuli). Dzięki tym małym istotkom moja szansa na powrót do domu zwiększyła się znacznie, z ich pomocą byłem w stanie skompletować wszystkie brakujące części mojego statku. I na tym właśnie polega cała rozgrywka - sterując liczną grupą Pikminów przenosimy kolejne znalezione gdzieś na planszy części, walczymy z licznymi wrogami ( np. biedronkami czy żuczkami) i dbamy o regularny rozrost naszego pikminowego oddziału.
Olimar zastanawia się co zrobić


Techniczna strona medalu.
Grafika w grze jest po prostu piękna. Przemierzając liczne lasy i ogrody nowo poznanej planety aż czuje się w powietrzu aromatyczny zapach kwiatów i traw. Z resztą nie ma się czemu dziwić - większość tekstur użytych w grze to po prostu odpowiednio spreparowane zdjęcia z ogrodu Pana Shigeru! Muzycznie pozycja ta również prezentuje się co najmniej dobrze. Wszelkie odgłosy wydawane przez Pikminów czy Olimara są bardzo wyraźne i czyste w brzmieniu. Ścieżka dźwiękowa jest spokojna i melancholijna, odpowiednio oddaje klimat gry, mogła by być jednak trochę bardziej rozbudowana i urozmaicona (dźwiękowcy z Nintendo chyba ciągle myślą, że robią gry na kartridżach)

Atak zmasowany


Słodki nektar kwiatu.
Jeżeli chodzi o grywalność to jest ona po prostu niesamowita! Na każdym „stejdżu” znajdujemy nowe oryginalne pomysły na to jak trzeba zdobyć kolejną zagubioną część naszej maszyny (niejednokrotnie trzeba będzie trochę pogłówkować). Od konsoli naprawdę odchodzi się z ciężkim sercem, po prostu nie można się oderwać! Niestety gra powinna być według mnie choć trochę dłuższa - już po parunastu godzinach wspaniała zabawa dobiega końca... ale trudno ta gra jest tak dobra, że nawet dla tych trzynastu, czternastu godzin warto wydać... prawie 200zł. Tak więc nie ma się nad czym zastanawiać (szczególnie że po zdobyciu wszystkich rodzajów Pikminów pojawia się nowa opcja „challenge” polegająca na wyprodukowaniu jak największej ilości Pikminów podczas jednego dnia czasu gry [dobre do zmagań z kumplem]) grę po prostu trzeba mieć, jest cudowna, miodna i Nintendo.




24     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : [GCN] Pikmin RECENZJA